Czołówka programu telewizyjnego ze zdjęciami profesora przy pracy,
uśmiechniętego, zajętego. I ziewającego. Głos z offu opowiada o bohaterze programu.
Głęboka wiedza, bezinteresowność, humanitaryzm do granic ludzkich możliwości, wielki syn wielkiego narodu, patriota i lekarz, znakomity skrzypek, mąż, ojciec i dziad, profesor doktor Jerzy Klemens Werner
Prowadzący program
(Materna - straszny wazeliniarz wobec dobrodusznego profesora)
Profesor
(Mann - spokojny, powolny, mówi z radosnym natchnieniem wizjonera):
- Myślę, że tym razem nie będziemy roztrząsać jednego wybranego problemu i skorzystamy z państwa obecności i pozwolimy państwu powiedzieć to, z czym do nas państwo do nas przyjechali.
Prowadzący
- A wiec kto pierwszy zacznie?
Uczestnik
(Arnoldzik)
- Panie profesorze jeszcze nie dawno moje ciało, bo pokryte jakimiś planami, i o dziwno od czasu kiedy namówił pan nas do regularnego mycia plamy te zaczęły schodzić i w zasadzie zeszły już wszystkie poza jedną... w takim jednym miejscu... ale obiecałem sobie że i z tą sobie poradzę... tak sobie powiedziałem (wyczekując aprobaty).
Prowadzący (wesoło)
- No coż brawo!
Profesor (z sympatią)
- Myślę, że duże brawa dla pana, no a o tym miejscu porozmawiamy później, bo to może da się przyspieszyć...
Prowadzący:
- Proszę kto następny?
Uczestnik programu
(Szczęśniak)
- Szanowny panie profesorze jeszcze pół roku temu byłem żołnierzem...
Głos z offu:
- A teraz?
Uczestnik
- A teraz, z tego miejsca chciałem podziękować panu w imieniu własnym i całej jednostki. Odkąd uświadomił nam pan, że onuce można prać atmosfera w kompanii uległa diametralnej zmianie, a ja taki zwyczaj przeniosłem nawet do cywila...
Prowadzący
- Dziękujemy panu, no to jest już coś.
- No to kto teraz? Może panie?
Uczestniczka programu
- Chciałam tutaj, z tego miejsca, podziękować panu w imieniu moim i mojej matki, bo od kiedy zaczęła oglądać pana program zaczęła używać dezodorantu po myciu i teraz może przebywać razem z nami w pokoju telewizyjnym... i zrobiła się taka pogodniejsza.
Zresztą pewnie teraz też właśnie nas ogląda... albo się myje...
Profesor i prowadzący machają, prowadzący:
- No to my też pozdrawiamy i pomachamy.
Profesor
(z szerokim natchnionym uśmiechem):
- Ładnie
Prowadzący
- Kto teraz?
Uczestnik programu
(Wasowski)
- Moja matka też się pogodna zrobiła.
Prowadzący:
- No może powie pan coś więcej
Uczestnik
- To było tak, kiedy włączyliśmy telewizor zobaczyła pana doktora...
Prowadzący
(ze złością):
- Pana profesora!!!
Profesor
- Doktora też, bo doktorem też przecież jestem, proszę dalej...
Uczestnik
- No, pan profesor pokazywał, co należy robić z jamą gębową i to żeśmy zaobserwowali, i zaczęliśmy stosować i od tej pory atmosfera 180 stopni się zmieniła w domu. Matka jak na wstępie wspomniałem zaczęła się uśmiechać, ojciec dostał podwyżkę, a do siostry wrócił pierwszy narzeczony.
W związku z tą pogodna atmosfera robimy sobie takie tooth-party, gdzie szczotkujemy sobie nawzajem zęby na wyścigi kto pierwszy i kto najwięcej zębów wyszczotkuje ten wygrywa kwiaty.
Profesor
- Brawo! No to nawet krok naprzód w stosunku co do tego co mówiłem.
Prowadzący
- A i jednocześnie to zabawa.
Profesor
- I o to chodzi - połączyć dbałość o zdrowie z zabawą.
Uczestnik Wasowski
- I pogodą ducha.
Profesor
- Bardzo ładnie pan to powiedział.
Prowadzący
- No cóż, a teraz czas zakończyć część pierwszą gdy słuchaliśmy państwa, panie profesorze, a teraz poprosiłbym pana o taką wypowiedź podsumowującą to dzisiejsze spotkanie.
Profesor (z namaszczeniem)
- Tak. Po tym co usłyszałem radość miesza się z żalem i szczęście, że takie słyszę głosy, a nie inne, przyćmiewa nieco coś o czym właśnie zaraz powiem. Otóż opuszczam Państwa teraz.
Uczestnik
- Ale nie na zawsze panie profesorze?
Profesor
- To jest sprawa niewyjaśniona.
Podczas ostatnich spacerów uznałem, że moja misja jest zakończona. Polska stała się krajem ludzi zdrowych czystych i pogodnych, bakteria nie ma już wstępu do naszego kraju. Ludzie są zdrowi czyści uśmiechnięci.
Panie redaktorze, czy uwierzy pan, że wjazd autobusu na przystanek zwiastuje chmura zapachu?
Prowadzący
- Uwierzę, bo przecież wącham nieraz.
Profesor
(z namaszczeniem)
- Po zapachu można nawet poznać, która linia nadjeżdża....
Widziałem też zdrowe zwierzęta, widziałem też człowieka, który uleczył chorego ptaka. Ptak był skapcaniały i kapało mu z dzioba. Podszedłem i okazało się, że ptak był zagraniczny. Jestem więc tu niepotrzebny.
Bobry wesoło gryzą drewno, szczury biegają za myszami, lśnią im oczki, bo żadnej choroby już w nich nie ma.
Nawet jeleń zwykle tak podatny na bakterie nie może zachorować i pełną gębą je siano, Ludzie będą rodzili zdrowych ludzi, jesteśmy już nie tylko w Europie, ale chyba nawet w kosmosie.
Dziękuję państwu bardzo.
OKLASKI
KONIEC
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą