Szukaj Pokaż menu

"Popełniłam największy błąd, jaki może popełnić striptizerka" - historie o bolesnych odrzuceniach

102 041  
434   62  
Chyba każdy z nas ma historię podobną do historii naszych dzisiejszych bohaterów, tylko nie każdy chce się nią podzielić. Poczytajmy zatem tych, którzy się odważyli.

Tragiczna historia utalentowanej Judith Barsi

67 305  
300   18  
Judith Barsi urodziła się w Los Angeles w Kalifornii 6 czerwca 1978 roku. Jej rodzice byli imigrantami z Węgier: Maria, która pracowała jako kelnerka, poznała swego przyszłego męża w pracy. Jozsef Barshi (Barsi) zostawił jej hojny napiwek w wysokości 100 dolarów. Maria i Jozsef bardzo się do siebie zbliżyli, gdyż połączyła ich imigrancka przeszłość.

Leciałem tym śmigłowcem w poniedziałek - w czwartek się rozbił

84 834  
387   14  
Najtragiczniejsze zdarzenie w historii polskiego ratownictwa górskiego. Wszystko to z wątkiem kryminalnym i dotąd niewyjaśnioną katastrofą w tle. Rozmawiałem też z osobą, która leciała tym śmigłowcem trzy dni wcześniej.

Byłem wtedy w ACR (Akademickie Centrum Rehabilitacji) na Ciągłówce, już po dyplomie, ale jeszcze przed stażem. Do obiadu jeździłem w karetkach, po obiedzie chodziłem na śmigłowce. Na "Piniu" miałem dwa loty: odwoziliśmy pacjenta na materacu próżniowym (uraz kręgosłupa) do Katowic, i lecieliśmy gdzieś po delikwenta ze złamaną nogą.

Wspomniany Pinio to śmigłowiec polskiej konstrukcji typu PZL W-3 Sokół. Ten egzemplarz został dostosowany specjalnie na potrzeby Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, a dostarczono go w 1993 roku. Imię Pinio zostało maszynie nadane przez personel.

Sokołem leciało się świetnie, tylko silniki potwornie hałasowały. Z Zakopanego wyjeżdżałem we wtorek wieczorem. Zatem musiałem lecieć najpóźniej w poniedziałek.


11 sierpnia 1994 roku to czwartek. Tego dnia ratownicy TOPR zostali powiadomieni przez żołnierzy straży granicznej z Kasprowego Wierchu o wypadku turystycznym. Z krótkiej wiadomości wynikało, że poszkodowanych jest dwóch obcokrajowców. Mowa też była o poważnych złamaniach kończyn dolnych.

Kierujący wyprawami w tym dniu Janusz Kubica wraz z "grupą szturmową" w składzie: Mieczysław Ziach, Roman Kubin, Rafał Mikiewicz, Robert Janik wyjechali samochodem do szpitala na lądowisko i wystartowali o godzinie 13:09. Dodatkowo na pokładzie znalazło się dwóch pilotów, Bogusław Arendarczyk i Janusz Rybicki oraz ratownik Stanisław Mateja.


Miejsce wypadku zlokalizowano na szklaku z Suchej Przełęczy do Hali Gąsienicowej. Pinio zawisł nad poszkodowanymi na małej wysokości, a w tym czasie ratownicy ze sprzętem opuścili się ze śmigłowca na ziemię. Z relacji Mieczysława Ziacha wynika, że w pewnym momencie usłyszał trzask, jakby ktoś strzelił z wiatrówki.

Nagle ratownicy zauważyli leżącego tuż obok Janusza Kubicę. Dowódca grupy był nieprzytomny, leżał z podkurczonymi nogami i miał ranę z tyłu głowy o średnicy ok. 5 centymetrów. Chwilę później ranny ratownik znalazł się na pokładzie śmigłowca i podjęto decyzję o jak najszybszym przetransportowaniu go do szpitala. Na pokładzie Pinia oprócz poszkodowanego znajdowała się tylko trzyosobowa załoga – reszta grupy została z poturbowanymi turystami.


Śmigłowiec wystartował i szybko osiągnął prędkość 248 km/h. W pewnym momencie rozpadła się jedna z łopat silnika głównego. Przez to doszło do nieznacznej utraty siły nośnej, przez co maszyna zaczęła wirować i opadać w stronę ziemi. Pilot próbował ustabilizować lot, ale przez to uszkodzona łopata zaczęła uderzać o ogon Pinia. Wkrótce ogon został całkowicie odcięty od reszty śmigłowca. Reszta kadłuba również zaczęła się rozpadać, a śmigłowiec spadł na zalesione podnóże w okolicach Wielkiego Kopieńca.

Najszybciej jak było to możliwe rozpoczęła się akcja ratunkowa, w której udział brali ratownicy TOPR-u, pracownicy Tatrzańskiego Parku Narodowego oraz strażacy. Niestety, skutki katastrofy były tragiczne. Szczątki maszyny były porozrzucane na obszarze ok. 1000 metrów. Nikt z czterech osób na pokładzie nie przeżył. Poniższy film został nagrany przez turystów, którzy byli wtedy w Tatrach i przedstawia moment, w którym maszyna zaczęła się rozpadać.

gfgfg

Na początku artykułu przytoczyłem cytaty Fulmara – bojownika, który również pisze o lotnictwie i który leciał tym śmigłowcem zaledwie 3 dni wcześniej. Powiedział mi również, co czuł, kiedy dowiedział się o tragedii:

Mniej więcej w dniu katastrofy rozmawiałem z mamą, czy się nie boję - nie, na śmigłowcach praktycznie nic nie może się stać.

Wiadomość podano chyba w Teleexpressie. Zaraz telefon (jeszcze kablowy, komórki były tragicznie drogie) od kumpla (totalnego ateisty, prawie jak ja): Żyjesz? - Przecież słyszysz. - Uff, ale na twoim miejscu poszedłbym na kolanach do Częstochowy.

Pewnie bym leciał, gdyby mi się turnus nie był skończył.

Po chwili dodaje:

...wtedy nie piłem. Dziś po takiej wiadomości pewnie bym się zalał w trupa.


Śmigłowiec i piloci wspaniali. Nazwisko - Janusz Rybicki - pamiętam do dziś. Duży, dobroduszny człowiek. Obiecałem mu kiedyś podrzucić miniaturę "osiołka" - Mi-2, na którym też latali. Nie dało się.
Znałem tych ludzi, przez 4 tygodnie można się prawie zaprzyjaźnić.

Zbadaniem przyczyn wypadku zajęła się Główna Komisja Badania Katastrof Lotniczych. Przyczyny katastrofy do dzisiaj nie są w pełni wyjaśnione. Na początku podejrzewano, że Janusz Kubica, wysiadając z maszyny, zahaczył głową o łopatę wirnika, co miało doprowadzić do jej uszkodzenia. Niezależni eksperci stwierdzili jednak, że taka wersja wydarzeń jest bardzo mało prawdopodobna. Aktualnie przyjmuje się, że łopata zaczęła się rozpadać wcześniej – odgłos wystrzału słyszany przez ratowników miał pochodzić z kawałka łopaty, który się od niej odłamał. Następnie ten odłamek miał trafić w głowę Janusza Kubicy, tym samym go raniąc.



Kontrowersji jest wiele - decyzji komisji Badania Wypadków była niejednogłośna a wcześniej uznała ona za mało istotny uznała fakt, że toprowski „Sokół” miał płaty nośne z różnych serii produkcyjnych i że jedna z łopat była starsza od pozostałych.

W skład komisji badania wypadku wchodzili także przedstawiciele producenta śmigłowca Sokół ze Świdnika. – Nikt nie słuchał, gdy pojawiły się wątpliwości co do składu komisji i jej bezstronności – mówił tygodnikowi TP24 po 15 latach od tragedii inżynier lotnictwa. Prosi o zachowanie anonimowości. – Nie chcę nikogo oskarżać, ale Świdnikowi zależało na tym, aby nie uznano tego za wypadek z przyczyn technicznych. – Moim zdaniem rozwarstwienie płata zaczęło się na długo przed wypadkiem na Hali Gąsienicowej. Tę hipotezę, trudną oczywiście dziś do udowodnienia potwierdzają dwa fakty. Pierwszy, o którym mówił już przed laty inż. Witkowski, że łopata kompozytowa, laminatowa, ma takie właściwości wytrzymałościowe, że propagacja uszkodzenia następuje bardzo wolno. Drugi, że po katastrofie w Tatrach stosuje się w „Sokołach” już inne kleje.

* * * * *

Już wkrótce kolejny artykuł o katastrofie, która zdarzyła się w Polsce. W międzyczasie zapraszam na stronę na Facebooku Podniebnych Opowieści, gdzie oglądaliśmy ostatnio Airbusa A320, który wpadł w poślizg na Syberii.

Pamiętajcie też, że mimo wszystko samoloty to cały czas najbezpieczniejszy środek transportu. Katastrofy i tego typu groźne incydenty zdarzają się na tyle rzadko, że mamy możliwość je dokładnie przeanalizować, aby zapobiec podobnym zdarzeniom w przyszłości.

Tutaj znajdziesz poprzedni artykuł z serii
387
Udostępnij na Facebooku
Następny
Przejdź do artykułu Tragiczna historia utalentowanej Judith Barsi
Podobne artykuły
Przejdź do artykułu Ludzie, którzy mieli niesamowitego farta
Przejdź do artykułu Zupełnie nietrafione przepowiednie całkiem mądrych ludzi
Przejdź do artykułu Perfidny trolling komputerowy
Przejdź do artykułu Podniebne Opowieści: Samolot, który był widzialny, ale nie był widoczny
Przejdź do artykułu Kiedy wychodzisz za mąż po 30. – Demotywatory
Przejdź do artykułu Kiedy kosmici wyczuli wino, czyli nieziemska historia lotu JAL 1628
Przejdź do artykułu Najmocniejsze cytaty – ​Gwiazda filmów dla dorosłych zdradziła, ile zarabiała za jedną scenę, kiedy była numerem jeden w branży
Przejdź do artykułu Faktopedia – Polski pociąg dla Afryki
Przejdź do artykułu Znane dziś firmy, które zaczynały swoją karierę w zupełnie innych branżach

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą