Szukaj Pokaż menu

Rodzynki (z) wykładowców - z Łodzi? To marynarze...

29 815  
2   14  
I ty zobacz jak w kulturalny sposób urwać sobie film!Tak jak przewidywałem dziś nadszedł czas ludzi z Łodzi (czy można ich nazwać marynarzami albo żeglarzami?) a konkretniej na tapecie mamy Uniwersytet Łódzki. Czego oni mogą nas nauczyć? Dowiecie się jaką płeć ma uniwersytet, czego nawet Herkules nie potrafi oraz czym jest perwersyjne siekanie.

Podstawy Informatyki, dr K.:
- (...) liczba ludzi na świecie, pomimo intensywnych starań Chińczyków i Hindusów, jest ograniczona...

Prawo pracy (H., egzamin):
- Dzień dobry, nazywam się Zbigniew H. Dla tych którzy mnie nie znają wyjaśniam, że mieliśmy w tym semestrze prawo pracy a to jest egzamin...

Podstawy informatyki. Dr S.:
Pierwszy wykład na pierwszym roku. Doktor zapisał na tablicy wszystkie swoje dane:
- Numery komórki nie podaję, a domowy i tak mam zawsze wyłączony, zwłaszcza w nocy.
Na auli zdziwienie, a on na to:
- No tak, bo kiedyś dzwoni w nocy telefon, a tam jakiś głos do mnie: ...

ICBO LVII Luk ajm jor fader...

24 769  
2   18  
Zobacz lepsze kino!Wiosnę czuć wyraźnie na forach wszelakich. Panuje tak kapitalna radosna atmosfera, że ICBO będzie zahaczać nawet o geniusz głupoty. Dziś pierwsza próbka, w której ujawnią się sekrety miss Krakowa oraz dowiemy się dlaczego Anakin przeszedł na ciemną stronę mocy...

Wyszperał Kish:

Miss Krakowa wolała Żurawskiego 

- Machnął ręką przy szklance soku, sok spadł i się wylał...

- Sok się wylał na nogi miss i Franek przyniósł szybko ścierkę, żeby zwrócić na siebie uwagę! 

- I wtedy niespodziewanie zjawił się Zygmunt Hajzer z proszkiem Wizir. Zaproponował żeby miss zdjęła suknie a on ją wypierze. 

- Miss oczywiście suknie zdjęła, a Franek widząc to, co miss ma do zaoferowania z wrażenia złapał Żurawia za kolano. 

- I ścisnął tak mocno że Żurawiowi rzepka nie wytrzymała i będzie pauzował przez najbliższy miesiąc, a Franek ma pewne miejsce w ataku Wisły 

- Żuraw aż podskoczył z radości i oświadczył, że czekał na tą chwilę już od dawna. Następnie wraz z Frankiem udali się ku wyjściu 

Stork: Zemsta jest słodka II

22 485  
9   32  
Klikaj - nie cykaj!Kontynujemy kurs dla samotnych mścicieli! Po lekcjach u Storka lepiej niech nikt ci nie podpada... ;)

Wyjechałem w wakacje, w góry, ze znajomymi, którzy uwielbiają bieganie (nie chodzenie) po górach - czyli dziennie minimum 30 km. Kumpel dojechał po 3 - 4 dniach. Bazę wypadową mieliśmy w schronisku w którym były tzw. szpitalne łóżka. Korzystając z tego, że kumpel nie miał zaprawy i odpadł pod koniec trasy wróciłem wcześniej do schroniska. Czas ten spożytkowałem na zabawę ze śrubokrętem...

Kumpel gdy wrócił ledwo żywy, powiedział: "Pier**** te widoki, kładę się na łóżko, nie piję i dopiero jutro wstaję..." i wykonał rzut na łóżko... łóżko potraktowane wcześniej przeze mnie śrubokrętem nie wytrzymało obciążenia kumpla i kumpel wylądował na podłodze... reakcja kumpla: "Pie*****, nie wstaję... ale przynieś wódki".

Rano, gdy skacowany myłem zęby, nieszczególnie smakowała mi pasta do zębów i jakoś mało się pieniła, ale, że człowiek skacowany to się takimi pierdołami nie przejmuje... dopiero po śniadaniu uświadomiony zostałem, że w nocy pracowicie przecisnął maść na obrzęki do tubki od pasty do zębów...

Stwierdziliśmy, że warto by przenocować w lesie w namiotach, w końcu bratamy się z naturą... pożyczyliśmy od tamtejszych znajomych 4 namioty i w plener... Dbając o prywatność wszystkich uczestników rozstawiliśmy namioty w odległości ok. 20-30 metrów. W mojej główce uknuł się plan... wiedząc, że jest możliwość spotkania z bądź co bądź dzikimi zwierzętami w tych rejonach (ale boją się strasznie człowieka i tylko głodne nie reagują na zapach człowieka).

Jak zwykle do wieczora piliśmy wodę rozmowną no i skończyło się na tym, że kumpel poległ (dziwnym trafem trafiały mu się dużo większe porcje wódki) i poszedł spać do namiotu... Nad namiotem kumpla zrobiłem małą spiżarnie, powiesiłem połowę zapasów licząc, iż znęci jakieś zwierze (chęć zemsty najbardziej zaspokoiłby nieduży miś), także w namiocie kumpla powiesiłem nad nim szyneczkę wyjętą z puszki...oczywiście nie zapomniałem o mrówkach i drogę do śpiwora kumpla wyznaczyłem im dżemem truskawkowym, sam słoik włożyłem pod rękę kumpla (myślałem o posmarowaniu twarzy, przynajmniej ucha, ale stwierdziłem, że nie jestem tak okrutny).

Poszedłem spać i licząc na atrakcje ustawiłem budzik na 4,30 . Gdy wstałem moim oczom ukazał się następujący widok, kumpel śpiący, zawinięty w jakieś bluzy 10 metrów od namiotu, koło namiotu lis który próbuje rozszarpać reklamówkę by dostać się do żarcia... Na drzewie dwie kuny próbujące się dostać do żarcia, a w namiocie totalne mrowisko. Do tej pory nie widziałem mrówek dwukolorowych. Kumpel przez dwa dni miał dziwny nawyk drapania się po całym ciele...

Zemsta kumpla była nie mniej okrutna... Podstępnie zostałem namówiony do wypalenia z towarzystwem skręta... Było to moje pierwsze w życiu takie doświadczenie no i uhahany i uhihany gładko poszedłem spać...
Obudziłem się rano przywiązany do drzewa. Zanim w mym serdecznym przyjacielu zmiękło serce, zdążyłem zaprzyjaźnić się z wiewiórką, która polubiła moje ucho...

We wcześniejszych akcjach ominąłem porwanie żółwia.
Było to tak - Rodzice kumpla wyjechali, siostra kumpla (nie mieszkała już z nim) też wyjeżdżała i zostawiła mu do opieki żółwice wabiącą się Tusia... Nie był to najlepszy pomysł biorąc pod uwagę, iż non-stop korzystaliśmy z wolnej chaty i balowaliśmy u kumpla.

Na dzień przed przyjazdem siostry kumpel idzie do pokoju gdzie stało terrarium z Tusią i widzi zamiast żółwia zdjęcie żółwia z dzisiejszą gazetą i takiej oto treści list: "Mamy Twego żółwia. Nie wzywaj Policji, ani rodziców. Żółw wróci do Ciebie jutro jeśli zostawisz w tym miejscu (narysowana mapka i krzyżyk) skrzynkę browaru (wtedy piłem Żywca). Jeśli wezwiesz Rodziców wyda się jak opiekowałeś się Tuśką."
Kumpel był z deka spłukany więc wpadł więc do mnie pożyczyć kaskę na kratę browarku. Tuśka wróciła cała i zdrowa, a my zadowoleni z życia popijaliśmy zimnego Żywczyka u mnie...

Kumpel chwalił się w wieku 20 lat, że ma jeszcze mlecznego zęba, co uważaliśmy za coś niezbyt prawdopodobnego i z deka nas jego przechwałki denerwowały... Trzeba więc trafu, że kiedyś z kumplem poszedłem do dentysty, bo go ząb tak napi.... bolał, że nawet pić nie mógł. Ledwo też co mówił... Weszliśmy do poczekalni, kumpel sobie usiadł, a ja jako, że kumpel miał problemy z otwieraniem szczęki poszedłem do recepcjonistki załatwić przyjęcie natychmiastowe... Babka była ugodowa i chętna do współpracy toteż stwierdziłem, że można sytuację wykorzystać. Poprosiłem w imieniu kolegi o usunięcie nie tylko zęba powodującego ból, ale i o tego mleczaka.

Gdy zobaczyłem PANIĄ dentystkę, aż mnie samego zęby zabolały i wyrzuty sumienia mnie dopadły... a dobiły mnie gdy usłyszałem jęk kolegi i tekst pani Sadystki: "No taki duży chłopczyk, a boi się takich małych szczypiec... proszę otworzyć buzię"... Moje sumienie i ból kumpla zagłuszyliśmy w Pubie.

Wyjechaliśmy z kumplem na jachty na Mazurach, 3 dziewczyny, My i jeszcze jeden kumpel. Jak zwykle wynajęliśmy Janmora i hajda w trasę. W połowie rejsu z kumplem (drugim) opracowałem mały acz bardzo wredny dowcip. Rano przy śniadanku na kacyka dorzuciliśmy kumplowi (pierwszemu) dodatkowo środek "silnie przeczyszczający" w dawce końskiej, do tego specjalnie zepsuliśmy WC, oraz zamelinowaliśmy paliwo, (zostały same opary) i jachcik nasz sobie powoli w tempie ślimaka anemika bo pogoda była bezwietrzna. Na środku jeziora, tabletki zaczęły działać.

Powoli, ale nieubłaganie u kumpla rodziła się przemożna chęć załatwienia pilnej potrzeby nr 2. Widok skręcającego się kumpla, i kombinującego na wszystkie możliwe sposoby jak tu by wcześniej dobić do brzegu wywołał sadystyczny uśmiech na mej twarzy...Me serce, jednak jest pełne litości, wydobyłem zachomikowane paliwo, odpaliliśmy silnik i pełną parą ruszyliśmy do brzegu (nie było tak litościwe by naprawiać kibel). Gdy byliśmy jeszcze jakieś 300 metrów od brzegu, kumpel już nie mógł wytrzymać - rozebrał się i skoczył do wody.... przez dwa dni miał ksywkę Śmierdziel... 

Mój wredny dowcip spotkał się z nie mniej wredną odpowiedzią - do bluzy którą zwykłem zostawiać na koi wrzucił mi jakieś paskudne ziele które spowodowało wysypkę (na twarzy i na plecach) i drapanie się przez dwa dni... no i zero sexika do końca wyjazdu... bo zasugerował pannom, że to pewna choroba...  

Z takich małych dowcipów:

Kumpel pracowicie wydłubał 4 dziurki nad koją w której spałem, i pech chciał że kilkukrotnie w nocy padał deszcz - dziurki przepuszczały wodę która kapała mi co jakiś czas na głowę, nie przepuszczały jej w jakiś strasznych ilościach, ale na tyle żeby mi utrudnić spanie, takie kap prosto w głowę co jakieś dwie minuty...zmiana ułożenia się niestety nic nie dawała - bo kumpel był przewidujący i wydrapał po dwie z każdej strony... Dopiero po odpowiedniej dawce procentów kapanie przestało mi przeszkadzać...

Mieliśmy mały ponton, który często ciągnęliśmy za sobą na linie gdy dziewczyny naszła chęć na opalanie. Po którejś z imprez kumpel stwierdził, że prześpi się tam, bo w środku ani na pokładzie nie może - a byliśmy jakieś 1,5 kilometra od miejsca planowanego postoju... Zazdroszcząc mu beztroskiego snu i przyjemności odciąłem linkę i kumpel został sam sobie sterem i okrętem.  Późniejszy widok gdy obudzony machał dłońmi próbując do nas dopłynąć był zaiste pocieszny. Ale jemu kac przeszedł, a nam nie...

W nagrodę za pomoc w uwolnieniu się od kaca - następnego dnia obudziłem się w zaszytym śpiworze - wyglądałem jak żółw - jedynie głowa mi wystawała. Spędziłem tak pół dnia, gdyż kumpel przezornie pochował wszystkie ostre narzędzia, a dopiero w połowie dnia, opatentowałem jak można wykorzystać do przerwania więzów drzwiczki od szafki.

Z kumplem wybraliśmy się na odnowienie zapasów, wzięliśmy dwa plecaki. Kumpel jako, że na rejsie był kapitanem, zadysponował:
- Bociek weźmiesz plecaki - kupisz co nam mądre dziouchy napisały, a ja pójdę po kratę piweczka i tam (wskazując na ławkę podsklepową, odpowiednio zacieniowaną) poczekam.

Myślę sobie czekaj Ty... ale się zgodziłem... Wróciwszy z zakupów wzięliśmy się za tachanie tobołów z powrotem na jacht. Kumpel stękał strasznie, że ma baaaardzo ciężki plecak, ale pokazałem mu, że mój jest też wypakowany po brzegi różnym żarciem, wtedy stwierdził tylko że on ma go i tak pewnie więcej i przestał marudzić. Ponownie zaczął na jachcie - gdy zobaczył, że w plecaku pod 3 paczkami chipsów miał 20 kilo kamieni...


Czy są chętni kursanci na następną lekcję? 

9
Udostępnij na Facebooku
Następny
Przejdź do artykułu ICBO LVII Luk ajm jor fader...
Podobne artykuły
Przejdź do artykułu Faktopedia – Wyjątkowe wkładki do butów
Przejdź do artykułu Lansky: Wspomnienia kierownika wesołej budowy II
Przejdź do artykułu Znajdź różnice - profesjonalny poradnik
Przejdź do artykułu Lansky: Wspomnienia kierownika wesołej budowy I
Przejdź do artykułu Typowe matki w akcji - jak tu ich nie kochać?
Przejdź do artykułu Autentyki LXXXIII - Walcz jak człowiek!
Przejdź do artykułu Polska to nie kraj, to stan umysłu – Kazik Staszewski pokazał mamę
Przejdź do artykułu Wielka Encyklopedia Obrazkowa - Zasadzka
Przejdź do artykułu Lansky: Wspomnienia kierownika wesołej budowy VIII

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą