Szukaj Pokaż menu

Co ukrywał brytyjski farmer?

110 509  
530   7  
W stogu siana bardzo łatwo ukryć igłę, ale co można ukryć w tak gigantycznym stosie siana? Rolnik z Wielkiej Brytanii ustawił go na wysokość 12 metrów, a sąsiedzi mogli go podziwiać przez cztery lata.

Autentyki CCXXXI - Usprawiedliwienie

43 653  
170   6  
Dzisiaj zmierzycie się z biurokracją. Tą urzędową i tą szkolną. Będzie też o kościołach i kostnicach. Sami widzicie, że warto poczytać...

ZAŚWIADCZENIE


Przypomina mi się historia opowiedziana przez mojego ojca, jak to baaaaardzo dawno temu jeden z jego znajomych zamierzał "budę z zapiekankami" otworzyć, (ci z Was urodzeni w poprzednim systemie to pewnie jeszcze pamiętają, co to były te budy). No i ten znajomy zbierał do kolekcji różne zaświadczenia, oświadczenia itp., będąc pewny że ma wszystko, udał się otrzymać jakąś tam zgodę na lokalizację czy coś innego.
Jakież było jego zdziwienie gdy urzędnik zażądał zaświadczenia od kominiarza, że komin jest drożny. Znajomy tłumaczy, przecież to jest przerobiona przyczepka kempingowa, jaki komin. Na to stanowczym tonem urzędnik odpowiedział:

Gadki Uskrzydlone, czyli Wingsizmy VI

17 035  
24   1  
Kliknij i zobacz więcej!Dziś o samolotach, sukienkach i wspomnieniach z dzieciństwa…
 
[Brian na głos przy pasażerach Aeromass]
Brian: Roy, przyleciałem twoim samolotem. Jesteś genialny! Słyszałem o różnych pomysłach na cięcia w wydatkach, ale żeby wyrzucić kamizelki ratunkowe – trzeba być natchnionym. Oczywiście, można mówić ludziom, że są pod siedzeniami, bo kto tam zagląda.
Roy: Są pod siedzeniami!
Brian: Czyżby? Można też dla oszczędności wziąć pilota prosto ze szkoły… Fajny gość, strzeliliśmy sobie parę kolejek przed startem. Szkoda tylko, że widzi na jedno oko, ale w końcu to nie samochód, żeby przy wyprzedzaniu patrzeć w lewo.
Roy: To nieprawda! Ludzie, wracajcie!
 
***

[Helen wróciła z przesłuchania niezadowolona z jego przebiegu]
Brian: Helen, czy to w tej sukience byłaś na przesłuchaniu?
Helen: Tak, bo co?
Brian: Nic. Bardzo ładna…
Helen: Acha. Pozwól, że zgadnę. Sugerujesz, że moja sukienka jest nieciekawa.
Brian: Jest nasenna! Należy do grupy barbituranów, powinna być sprzedawana wyłącznie na recepty.
Helen: Dobra, w porządku. Do czego zmierzasz?
Brian: Dyrygent jest mężczyzną. Ty jesteś kobietą. Czy nie sądzisz, że dyrygent też chciałby czasami zobaczyć kawałek ciała w sekcji smyczków? Kup nową sukienkę! Daj mu jakiś powód do uniesienia swojej batuty!
 
***

Pasażer1: Cliff, chodźmy do portu wynająć łódź.
Lowell: Hej, panowie, ja mam łódź do wynajęcia. Zgrabną i niedrogą.
Pasażer2: Brzmi nieźle.
Lowell: Co prawda mieszka na niej cała moja rodzina, ale nie będą wam przeszkadzać. Tylko Junior pewnie wczołga się któremuś na kolana i zaśnie. Ale wtedy przynajmniej nie będzie wyżerać przynęty. I nie martwcie cię o wysypkę – w szpitalu mówili, że nie jest zaraźliwa.
 
***

Brian: Joe, czemu jesteś taki oporny na zmiany? Wykaż choć raz trochę polotu.
Joe: Ale mnie się tak podoba. Nie chcę przestawiać mebli.
Brian: Pomyśl, że mógłbyś siedzieć sobie na tapczanie oglądając telewizję, a po skończeniu puszki piwa wrzucić ją prosto do kosza na śmieci.
Joe: Nie przyszło ci nigdy do głowy, że można po prostu podejść do kosza?
Brian: Hej, Joe, albo dyskutujemy poważnie, albo dajmy sobie spokój.
*
Joe: Odkąd wróciłeś na Nantucket, próbujesz skłonić mnie, bym wszystko robił inaczej. Ja nie chcę zmian. Prowadzę przyjemne, uporządkowane życie i dobrze mi z tym. 
Brian: Słuchaj, chcę tylko, byś się trochę rozluźnił. Powinieneś być bardziej spontaniczny.
Joe: Hej, owszem, lubię spontaniczność, ale bez niepotrzebnego elementu zaskoczenia!
 
***

[Fay przepowiada Lowellowi przyszłość z kart, nadchodzi Roy]
Roy: Co to, narada gamoniów? Co tu się dzieje?
Fay: Na święcie weteranów będę prowadzić kącik czarnej magii. Ja, madame Zorko, dzierżę klucz do przyszłości. Na jakie pytanie poszukujesz odpowiedzi?
Roy [z ironią, lekceważeniem i sarkazmem]: Zapomnij! Czy ja wyglądam na idiotę?
Lowell: Madame Zorko, popatrzmy, co na to mówią karty?
 
***

[przyjaciele poszukują informacji o dawno niewidzianym szkolnym koledze]
Helen: Jeśli Jerry chodził na francuski, to nasz stary nauczyciel będzie go pamiętał. Jak on się nazywał?
Joe: Monsieur Bissard? OK, spróbujmy zadzwonić.
Brian: Pamiętam go, to był taki dziwny, mały gość. Śmierdział tanim winem i papierosami. Boże, jak ja mu zazdrościłem…
 
***

[Joe poleruje do czysta swój samolot, nadchodzi Roy]
Roy: O, cześć Hackett. Dopieszczasz go, co? Kiedy tak patrzę na ciebie, wracają wspomnienia… Robiłem to samo z moim pierwszym samolotem.
Joe: Żartujesz, ty?
Roy: Taak. To był stary De Havilland Twin Otter, kupiony od jakiegoś typa z Delaware. Nie był szczególnie piękny, ale miał w sobie coś… sam nie wiem. Był dla mnie wszystkim. Boże, kochałem ten samolot!
Joe: Tak, wiem jak to jest. Co się z nim potem stało?
Roy: Podpaliłem go i spieniężyłem polisę.
 
***

Joe: Hej, tu czuć benzyną.
Lowell: To ja, Joe. Spędziłem noc w magazynie paliw. [do pasażera zapalającego papierosa] Stój! Czy nie pomyślałeś, że możesz stać obok człowieka, który spał w kałuży benzyny?! Co za ludzie!
 
***

Helen: Dostałam od rodziców paczkę z filmem nakręconym w moje jedenaste urodziny. Pamiętacie te głupie gry i zabawy? Brian wygrał wyścig z jajkiem, ale nie walczył fair. Ja bawiłam się cudownie, nie trzeba wiele, żeby uszczęśliwić jedenastolatkę. Na każdym ujęciu, na którym jestem, żuję coś, żłopię albo przełykam. No, oprócz tych dwóch, na których się dławię.
Brian: Pamiętam tę imprezę… Dałem Beth Parks pięćdziesiąt centów, żeby stanęła na rękach w sukience. Zrobiłaby to za dwadzieścia pięć, ale miałem gest.
Joe: Tak, też to pamiętam.
Brian: Akurat! Pan Skromniś zasłonił sobie oczy.
Joe: Tak, ale patrzyłem przez palce.
Brian: Taaak. To było przed czy po tym, jak zanurkowałeś w urodzinowy tort?
Joe: Brian, podstawiłeś mi wtedy nogę!
Brian: Joe, przestań żyć tym złudzeniem. Upuściłeś tort na trawnik i upadłeś na niego.
Helen: Tak, tort był cały w trawie… ale i tak go zjadłam. Taki przelotny flirt ze zdrową żywnością.
 
***

Lowell: Wesołych Świąt, chłopaki!
Joe: Co ty tu robisz, Lowell?
Lowell: Doświadczyłem trochę świątecznego stresu. Żona wywaliła mnie wczoraj z domu.
Brian: W Wigilię? Dlaczego?
Lowell: Cóż, zacząłem dobierać się do teściowej. To chyba przez to grzane wino. Poczułem się wyluzowany i jedyne co pamiętam, to Junior wrzeszczący: ‘Mamo, tatuś głaszcze babunię po pupie!’. Kurde, człowiek modli się, żeby dziecko nie oślepło i co dostaje w zamian?!?
 

Na koniec – jak zakończyło się zaproszenie gburowatego Roya na partyjkę gry towarzyskiej…


https://youtube.com/watch?v=or9wri7JopI



W poprzednich odcinkach...

24
Udostępnij na Facebooku
Następny
Przejdź do artykułu Autentyki CCXXXI - Usprawiedliwienie
Podobne artykuły
Przejdź do artykułu Ludzie, którzy mieli niesamowitego farta
Przejdź do artykułu Mała Brytania - gadki wybrane IV
Przejdź do artykułu 8 koszmarnych przeczuć, które niestety się sprawdziły
Przejdź do artykułu Genialni tłumacze tytułów filmowych IV
Przejdź do artykułu Mistrzowie Internetu – Aktywiszcze u lekarza
Przejdź do artykułu Gadki Uskrzydlone, czyli Wingsizmy V
Przejdź do artykułu Faktopedia – Wyjątkowe wkładki do butów
Przejdź do artykułu Wielopak weekendowy CCXLVI
Przejdź do artykułu Mała Brytania - gadki wybrane III

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą