Często piszę o mojej wersji klasyków, a to raz dlatego, że klasyk klasyk niezbyt mi smakuje, a to dlatego, że inaczej się nauczyłam i pasi, a czasem tylko dlatego, że nie lubię utartych kanonów i kuchnię uważam za wielki plac zabaw*.
Ragù kiedyś już wrzucałam, ale w mało kolorowej wersji, nawet foty z gotowym talerzem tam nie było. A że danie dynamiczne, wydajne na kilka razy, a do tego, jak polski rosół, każdy ma własną wersję, postaram się dziś przekonać Was do mojej i wrzucić po raz wtóry.
Ragù może być w zasadzie że wszystkiego, na bazie mięsa (czy ryby) i pomidora. I ma dłuuugo pyrkać. Te dwie rzeczy, w połączeniu z dobrze wyważonymi warzywami i przyprawami dadzą nam praktycznie pewność sukcesu.
Moje ragù z mięsa od lat już wielu nie zmienia receptury i jest jednym z nielicznych dań, które mogę postawić na stole z zamkniętymi oczami, bo zjedzą wszyscy w rodzinie.
Do sporej porcji sosu, która wystarcza mi na kilka dobrze okraszonych paczek makaronu (jak najbardziej do poporcjowania i zamrożenia wzięłam:
- 1,2 kg mielonego wołowego, 100g w tę, czy wewtę nie zrobi żadnej różnicy
- kilka marchewek, w zależności od wielkości
- dwie/trzy cebule, idem
- jedną, nawet niecałą łodygę selera naciowego
- myk teściowej, czyli parę kawalątków skórki (tylko tej żółtej) cytryny bio lub bardzo dobrze umytej
- że dwie i pół butelki (tej po 700g) przecieru pomidorowego, takiego bez niczego. Jeśli przecier rzadki i kwaśny, to dodajemy łyżeczkę koncentratu i szczyptę cukru i robi się miracle
- słuszną dozę soli
- równie słuszną pieprzu
- liść laurowy
- 10 ziaren ziela angielskiego, ale to z przyzwyczajenia, żebym wiedziała, ile potem muszę wybrać
- czubeczek łyżeczki gałki muszkatołowej, no drobinę, tak z 10 machnięć po tareczce
- oliwę ev, tak ze szklankę
Oczyszczone warzywa i skórkę z cytryny, która służy wybalansowaniu smaków, posiekałam w malakserze na drobną kostkę, wrzuciłam wszystko na podgrzaną oliwę, malakser opłukałam odrobiną wody i dodałam do warzyw: mniej smażonego, więcej duszonego. Na dużym ogniu
Kiedy już się poddusiło/podsmażyło, wrzuciłam mięso. Jeśli je rozdrobnimy przy wrzucaniu, to potem będzie mniej machania łychą, żeby powstały granulki. Bo granulki muszą być. Ogień cały czas duży
Kiedy już i mięso ładnie zbielało, rozdrobniło i połączyło się z warzywami, zalałam przecierem, posoliłam, popieprzyłam, doprawiłam zielem i liściem, oraz potraktowałam gałką. Dla sceptyków gałczynego dodatku pragnę rozwinąć koncept: co jest jeszcze smaczniejsze od makaronu z sosem mięsnym? Do czego go używamy? Ano do przekładania lasagni, prawda? A czym to, oprócz ragù, przekładamy jeszcze lasagne? Beszamelą, c'nie? A co, oprócz soli i pieprzu dodajemy do beszameli, żeby nam rozgrzewała złaknione podniebienie?.. Eh? Eeeh? Ano właśnie Dodatek mikroskopijnej ilości gałki będzie nam osładzać świadomość, iż mamy przed sobą tylko talerz makaronu, a nie jeden z głównych grzechów gastronomicznych
Doprowadziłam do wrzenia, zmniejszyłam gaz do tyciego tyciego, żeby tylko pyrkało i teraz mogłam się wybrać na wyprawę w Pireneje, albo nawet wejść na ulubione strony w internetach. Zostawiając zaufanym bliskim przykaz, żeby jednak co jakiś czas zamieszać, choć przy tak małym ogniu nie powinno przywierać. A że akurat w Pireneje nie było mi po drodze, a na fejsbuniu&co same koronawirusy, to człapałam sama między ogródkiem a kuchnią, ze sporadyczną pauzą pościelową na rozmyślania filozoficzne. Po iluśtam godzinach pyrkania dobrnęłam do odpowiedniej sosowatości, która objawiła się wytrąceniem oliwy, kraterkami na całej powierzchni gara i zmianą koloru na pomarańczowawy (przy oleju prawie bordowym)
Teraz tylko przełożyłam odpowiednią ilości do michy, tu do garnka, dodałam kawalątek masła, który dodatkowo ociepla i udelikatni smak sosu
I, po zagotowaniu wody, osoleniu, wrzuceniu wybranego makaronu (tym razem padło na penne rigate), doprowadzeniu do pożądanego stopnia miękkości, odcedzeniu i wymieszaniu z sosem, podałam wszystkim wybrednym domownikom
*nie dotyczy śmietany w carbonarze
Ragù kiedyś już wrzucałam, ale w mało kolorowej wersji, nawet foty z gotowym talerzem tam nie było. A że danie dynamiczne, wydajne na kilka razy, a do tego, jak polski rosół, każdy ma własną wersję, postaram się dziś przekonać Was do mojej i wrzucić po raz wtóry.
Ragù może być w zasadzie że wszystkiego, na bazie mięsa (czy ryby) i pomidora. I ma dłuuugo pyrkać. Te dwie rzeczy, w połączeniu z dobrze wyważonymi warzywami i przyprawami dadzą nam praktycznie pewność sukcesu.
Moje ragù z mięsa od lat już wielu nie zmienia receptury i jest jednym z nielicznych dań, które mogę postawić na stole z zamkniętymi oczami, bo zjedzą wszyscy w rodzinie.
Do sporej porcji sosu, która wystarcza mi na kilka dobrze okraszonych paczek makaronu (jak najbardziej do poporcjowania i zamrożenia wzięłam:
- 1,2 kg mielonego wołowego, 100g w tę, czy wewtę nie zrobi żadnej różnicy
- kilka marchewek, w zależności od wielkości
- dwie/trzy cebule, idem
- jedną, nawet niecałą łodygę selera naciowego
- myk teściowej, czyli parę kawalątków skórki (tylko tej żółtej) cytryny bio lub bardzo dobrze umytej
- że dwie i pół butelki (tej po 700g) przecieru pomidorowego, takiego bez niczego. Jeśli przecier rzadki i kwaśny, to dodajemy łyżeczkę koncentratu i szczyptę cukru i robi się miracle
- słuszną dozę soli
- równie słuszną pieprzu
- liść laurowy
- 10 ziaren ziela angielskiego, ale to z przyzwyczajenia, żebym wiedziała, ile potem muszę wybrać
- czubeczek łyżeczki gałki muszkatołowej, no drobinę, tak z 10 machnięć po tareczce
- oliwę ev, tak ze szklankę
Oczyszczone warzywa i skórkę z cytryny, która służy wybalansowaniu smaków, posiekałam w malakserze na drobną kostkę, wrzuciłam wszystko na podgrzaną oliwę, malakser opłukałam odrobiną wody i dodałam do warzyw: mniej smażonego, więcej duszonego. Na dużym ogniu
Kiedy już się poddusiło/podsmażyło, wrzuciłam mięso. Jeśli je rozdrobnimy przy wrzucaniu, to potem będzie mniej machania łychą, żeby powstały granulki. Bo granulki muszą być. Ogień cały czas duży
Kiedy już i mięso ładnie zbielało, rozdrobniło i połączyło się z warzywami, zalałam przecierem, posoliłam, popieprzyłam, doprawiłam zielem i liściem, oraz potraktowałam gałką. Dla sceptyków gałczynego dodatku pragnę rozwinąć koncept: co jest jeszcze smaczniejsze od makaronu z sosem mięsnym? Do czego go używamy? Ano do przekładania lasagni, prawda? A czym to, oprócz ragù, przekładamy jeszcze lasagne? Beszamelą, c'nie? A co, oprócz soli i pieprzu dodajemy do beszameli, żeby nam rozgrzewała złaknione podniebienie?.. Eh? Eeeh? Ano właśnie Dodatek mikroskopijnej ilości gałki będzie nam osładzać świadomość, iż mamy przed sobą tylko talerz makaronu, a nie jeden z głównych grzechów gastronomicznych
Doprowadziłam do wrzenia, zmniejszyłam gaz do tyciego tyciego, żeby tylko pyrkało i teraz mogłam się wybrać na wyprawę w Pireneje, albo nawet wejść na ulubione strony w internetach. Zostawiając zaufanym bliskim przykaz, żeby jednak co jakiś czas zamieszać, choć przy tak małym ogniu nie powinno przywierać. A że akurat w Pireneje nie było mi po drodze, a na fejsbuniu&co same koronawirusy, to człapałam sama między ogródkiem a kuchnią, ze sporadyczną pauzą pościelową na rozmyślania filozoficzne. Po iluśtam godzinach pyrkania dobrnęłam do odpowiedniej sosowatości, która objawiła się wytrąceniem oliwy, kraterkami na całej powierzchni gara i zmianą koloru na pomarańczowawy (przy oleju prawie bordowym)
Teraz tylko przełożyłam odpowiednią ilości do michy, tu do garnka, dodałam kawalątek masła, który dodatkowo ociepla i udelikatni smak sosu
I, po zagotowaniu wody, osoleniu, wrzuceniu wybranego makaronu (tym razem padło na penne rigate), doprowadzeniu do pożądanego stopnia miękkości, odcedzeniu i wymieszaniu z sosem, podałam wszystkim wybrednym domownikom
*nie dotyczy śmietany w carbonarze
--
https://www.facebook.com/lunaefragmenta/?ref=bookmarks