Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Siergiej Krikalow - ostatni radziecki podróżnik w czasie

92 841  
331   49  
Job twoju mać! Jeśli nasze obliczenia są prawidłowe, to chyba wysłaliśmy do przyszłości radzieckiego kosmonautę! Nie, to wcale nie pomysł na fabułę rosyjskiej produkcji SF, ale historyczny fakt. Sytuacja miała miejsce 26 lat temu, u samego schyłku „zimnej wojny”.

Przez niemalże pięć dekad USA i Związek Radziecki prężyły muskuły, robiły fikołki i wstrzymywały oddech na długi czas, tylko po to, aby w oczach przeciwnika, a także i wszystkich zaciekawionych tym spektaklem obywateli naszego globu wyjść na tych lepszych, silniejszych, bardziej rozwiniętych. W tym okresie ludzkość zrobiła olbrzymi technologiczny krok, którego częścią był oczywiście wyścig w kosmos.

Kto ostatni na Księżycu, ten trąba!
Amerykanie, jak pamiętamy, te zawody wygrali. Chociaż początkowo, zdawać by się mogło, że to Rosjanie prowadzili w tej dyscyplinie. To właśnie radziecka sonda jako pierwsza zbliżyła się do Księżyca i stała się jego pierwszym sztucznym satelitą. Cóż jednak z tego, skoro radzieckie władze, zamiast wykorzystać ten sukces do przygotowania sobie gruntu pod załogową wyprawę na Księżyc, wolały zagrać Amerykanom na nosie w stylu, którego nie powstydziłby się szczerbaty gnojek z piaskownicy. Satelita Łuna 10 okrążył Łysego, dokładnie 460 razy odgrywając w nieskończoność „Międzynarodówkę”…


Jak wiadomo, Związek Radziecki odniósł nie tylko ten jeden sukces w swoich kosmicznych eskapadach. Jurij Gagarin był przecież pierwszym człowiekiem, który „odbył lot w kosmos” (o ile tak można nazwać podróż po orbicie satelitarnej Ziemi). Rosjanie też umieścili na tejże orbicie pierwszego sztucznego satelitę. To właśnie dzięki radzieckim uczonym w 1986 roku zbudowano pierwszą załogową stację orbitalną Salut 1 oraz jej późniejszą następczynię, która do niedawna była największym obiektem, jaki został przez człowieka zbudowany na orbicie. Mowa oczywiście o słynnej stacji Mir.


Zanim Rosjanie uścisnęli swe niedźwiedzie łapy z przedstawicielami zgniłego zachodu, pokład tego obiektu odwiedzany był tylko i wyłącznie przez obywateli ZSRR. Jednym z takich szczęściarzy został Siergiej Krikalow. Młody, bo liczący sobie niespełna 27 lat inżynier został wytypowany do swego udziału w radzieckim programie kosmicznym już w 1985 roku.


Kiedy na orbicie zawisł pierwszy moduł Mir, kosmonauta przeszedł serię szkoleń, dzięki którym w 1988 roku wszedł w skład załogi rosyjskiej stacji orbitalnej. Siergiej swoją misję wykonał wzorowo i już wkrótce znów został wysłany na Mir – tym razem jako członek załogi rezerwowej. Kosmonauta nie wiedział wówczas, że już nigdy nie wróci do domu. A w każdym razie nie do tego domu, który zostawił wyruszając w swoją podróż.


Na początku 1991 roku kosmonauta będący wówczas na stacji dowiedział się, że jego pobyt nieco się przedłuży. Krikalow został poinformowany, że powodem tej karygodnej obsuwy jest sytuacja polityczna w jego ojczyźnie. Mimo że z miejsca, w którym Siergiej obserwował sobie ziemski glob wszystko wyglądało tak jak zwykle, to tam na dole właśnie rozpadał się Związek Radziecki. Krikalow, niczym bohater filmu „Terminal”, został ostatnim jego obywatelem uwięzionym gdzieś bardzo daleko od domu. 21 grudnia ZSRR oficjalnie przestał istnieć.


Siergiej mógł tylko czekać, aż zapadnie decyzja o ściągnięciu go na Ziemię. W tym czasie raz na tydzień pozwalano mu porozmawiać z żoną. To od niej kosmonauta dowiadywał się o rosnących z dnia na dzień cenach i o tym, jaką śmieszną wartość miało wówczas jej 500 rubli, które co miesiąc dostawała za swoją pracę.
Większość czasu inżynier spędzał na drobnych naprawach uszkodzonych podzespołów stacji i obserwowaniu monotonnego, leniwie przesuwającego się obrazu za oknem. Mir okrążał ziemię ok. 16 razy dziennie.


Tymczasem tam na dole nie było zbyt wesoło. Rosyjska agencja kosmiczna klepała taką biedę, że dużym problemem było już nawet regularne wysyłanie na orbitę zaopatrzenia dla uwięzionego kosmonauty oraz jego towarzysza – Siergieja Wołkowa, który w październiku dołączył do Krikalowa. Jakiekolwiek prośby o odrobinę bardziej urozmaicone jedzenie były z miejsca odrzucane. Cytryny, które wymarzyli sobie kosmonauci, zostały cudem zdobyte tylko i wyłącznie dzięki uprzejmości Franza Fiebeka – austriackiego astronauty. Ten zakupił je w sklepie przeznaczonym tylko i wyłącznie dla turystów z zachodu…
Panowie natomiast nie mogli narzekać na brak świeżej cebuli i… chrzanu. Zapomnieć za to mogli o miodzie, który dotąd sprowadzany był z innych państw bloku wschodniego.


Ostatecznie, po 265 dniach pobytu w kosmosie. Siergiej Krikalow został wreszcie sprowadzony do domu. Domu, który w międzyczasie przeszedł poważny remont. Prezydentem kraju nie był już Gorbaczow, ale Borys Jelcyn, a Leningrad – ojczyste miasto kosmonauty – teraz nazywał się Sankt Petersburg. Wszystko to zdarzyło się w czasie 10 miesięcy nieobecności „ostatniego obywatela ZSRR” w kosmosie.


Łącznie, w czasie całej swojej kariery, Krikalow spędził poza Ziemią 803 dni, 9 godzin i 39 minut. Przez nieco ponad dwa lata spędzone w kosmosie Siergiej odbył prawdziwą podróż w czasie. W jaki sposób? Ano dzięki tzw. dylatacji czasu.


Czas nie płynie jednakowo dla wszystkich z nas, a wpływ na niego ma m.in. prędkość obiektu, w którym się znajdujemy oraz siła działającej na nas grawitacji. Według teorii względności siła grawitacji jest efektem zakrzywienia czasoprzestrzeni wokół masy. Dylatacja czasu, czyli w praktyce różnica w pomiarze czasu na dwóch różnych układach odniesienia, jest największa w pobliżu obiektów o dużej masie, a także podczas osiągania tempa zbliżonego do prędkości światła. W praktyce więc wystarczyłoby skonstruować zajeb#ście szybki statek kosmiczny i przelecieć nim zajeb#ście szybką i równie długą drogę, aby odbyć podróż do przyszłości.

https://www.youtube.com/watch?v=fQP5UeW4k8E

Siergiej jest więc teoretycznie jednym z niewielu ludzi, którzy mieli przyjemność odbycia podróży w czasie. Facet, który wsiadł do swego wehikułu w ZSRR i wysiadł w Federacji Rosyjskiej, dzięki dwóm latom zapierdzielania z szybkością 7,7 km/s przeniósł się do przyszłości o 0,02 sekundy!


Krikalow za swoją służbę ku chwale ojczyzny (jakkolwiek by się ta ojczyzna zwała) uhonorowany został tytułem bohatera Federacji Rosyjskiej, bohatera Związku Radzieckiego, Orderem Lenina, Orderem Honoru, trzema medalami NASA oraz został mianowany honorowym obywatelem Sankt Petersburga.

Źródła: 1, 2, 3, 4, 5
3

Oglądany: 92841x | Komentarzy: 49 | Okejek: 331 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało