Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Podniebne Opowieści: Samolot, który był widzialny, ale nie był widoczny

69 589  
282   31  
Dzisiaj opowieść o tym, jak można patrzeć i nie widzieć oraz o tym, jak samolot znajdujący się wprost przed oczami może w jednej chwili zniknąć. A na koniec pewna ważna rada na przyszłość.

Był 25 września 1978 roku, krótko przed dziewiątą rano. Samolot typu Boeing 727 ze 128 pasażerami na pokładzie leciał z Sacramento (o dziwo nie jest to miasto w San Escobar, ale w Kalifornii) na lotnisko Lindbergh Field w San Diego. Co ciekawe, w kokpicie znajdowały się aż cztery osoby, bo oprócz standardowej załogi na fotelu obserwatora siedział nieaktywny pilot, lecący jako pasażer (tak jak DiCaprio w filmie „Złap mnie, jeśli potrafisz”).

Jak już napisałem, godzina była wczesna (przynajmniej z mojej perspektywy…), a pogoda była ładna – słaby wiatr i doskonała widzialność. Nasz Boeing znajdował się już na podejściu do lądowania, a z uwagi na panujące korzystne warunki piloci mieli je wykonać według zasad VFR (z widocznością ziemi). Dodatkowo wszelkie decyzje dotyczące pułapu lotu, prędkości i kursu, jakim poruszała się maszyna należały do kapitana samolotu. Jedynymi wskazówkami, na jakie załoga mogła więc liczyć od kontroli ruchu lotniczego były ostrzeżenia o innych statkach powietrznych w pobliżu.


Faktycznie, już wkrótce pojawiło się pierwsze tego typu ostrzeżenie. Kontroler poinformował pilotów o awionetce typu Cessna, która znajdowała się na dwunastej, trzy mile od Boeinga. Określenie „na dwunastej” oznacza, że mniejszy samolot był dokładnie na wprost obserwatora, czyli pilotów, ponieważ jak patrzymy na tarczę zegara, dwunastka znajduje się na górze. Analogicznie, jeżeli powiemy, że coś jest „na szóstej”, będzie to z nami – „na trzeciej” oznacza po prawej itd.

Kontroler jeszcze kilka razy informował pilotów Boeinga 727 o drugim, znacznie mniejszym samolocie, a ci za każdym razem potwierdzali, że widzą drugą maszynę przed sobą. Cessna znajdowała się na niższym pułapie niż amerykański liniowiec, przez co to właśnie załoga samolotu pasażerskiego była odpowiedzialna za obserwację i utrzymywanie bezpiecznej odległości (podobnie na nartach – ci wyżej na stoku muszą uważać na wszystkich, którzy jeżdżą przed nimi).


Awionetka typu Cessna, o której mówił ciągle kontroler ruchu lotniczego, także zmierzała na Lindbergh Field. Na jej pokładzie były dwie osoby – instruktor oraz uczeń, który ćwiczył podejścia do lądowania według wskazań przyrządów (ILS). Jako że pogoda była ładna i pilot-adept mógłby oszukiwać, na przykład wyglądając przez szybę, miał on na głowie specjalny hełm, który ograniczał mu pole widzenia. Dlatego też tak ważna była obecność w kokpicie doświadczonego instruktora, który w razie czego mógłby zareagować albo dostrzec jakieś niebezpieczeństwo. Jednak czy z kaskiem, czy bez, nikt z pokładu Cessny nie był w stanie dostrzec samolotu zbliżającego się do nich od tyłu.

A niestety Boeing coraz bardziej zmniejszał dystans dzielący go od awionetki. Mimo że, jak wykazały późniejsze symulacje, piloci liniowi przez pewien czas widzieli Cessnę dokładnie na środku swojego przedniego okna, po pewnym czasie stracili ją oni z pola widzenia.


Zgodnie z procedurami, jeżeli piloci jednego samolotu przestaną widzieć drugi, na który mieli uważać, muszą ten fakt niezwłocznie zgłosić kontrolerowi ruchu lotniczego. W tym przypadku nic takiego się nie stało, mimo że Cessna zniknęła pod dolną krawędzią szyby w kokpicie pilotów Boeinga. Po pewnym czasie kontroler nadał jednak kolejny komunikat, ponownie o awionetce na dwunastej, z tym że odległość między dwoma maszynami zmniejszyła się już do jednej mili (niecałe 2 km).

Wtedy na podstawie krótkiej wymiany zdań w kokpicie wyszło na jaw, że piloci Boeinga nie zauważyli, że samolot, który przed chwilą był na samym środku, w pewnym momencie zniknął.
Kapitan: To jest ten, na którego patrzymy?
Drugi pilot
: Taa, ale teraz go nie widzę…
Czyli piloci patrzyli i nie widzieli, albo raczej patrzyli i… nie patrzyli. Chwilę jeszcze zajęło im przetworzenie tego, co właściwie robią. Po chwili kapitan poinformował kontrolę lotów o tym, że awionetkę widzieli jeszcze przed minutą… i chyba minęli ją z lewej strony.


Wieża wydała Boeingowi 727 pozwolenie na lądowanie, ale wciąż nie do końca pewne było, co stało się z mniejszym samolotem. Dlatego też w kokpicie liniowca wrzało i wszyscy próbowali zrozumieć, co się mogło stać.
Drugi pilot: Czy mamy pewność w sprawie Cessny?
Mechanik pokładowy:
Chyba tak.
Kapitan:
Myślę, że tak.
Pilot-pasażer:
Mam nadzieję…
Następnie kapitan zaczął jeszcze dedukować, że widział go na pierwszej (nieco po prawej), a że oni lecieli szybciej, to Cessna musi być już gdzieś za nimi. W momencie wypowiadania tych słów w ośrodku kontroli lotów włączył się alarm, co oznaczało, że jakieś dwa samoloty są zbyt blisko siebie.


Załoga Boeinga dyskutowała jednak w najlepsze. W pewnym momencie drugi pilot stwierdził, że widział, jak awionetka wlatywała pod ich samolot, czyli cały czas powinna gdzieś tam być. I jak tragicznie by to nie brzmiało, pozostali członkowie załogi niespecjalnie się tym przejęli. Stało się tak częściowo przez błąd ludzki zwany nastawieniem (pisałem o nim w artykule o katastrofie samolotu AirFrance). Załoga Boeinga była tak pewna, że minęła awionetkę, że nie dopuszczali do siebie myśli, że mogło być inaczej.

Następnie czas przyspieszył. W pewnym momencie załoga samolotu pasażerskiego chyba zrozumiała sytuację, bo rejestrator głosów w kabinie pilotów zaczął rejestrować ich krzyki. Dokładnie w tym samym momencie kontroler ruchu lotniczego informował pilota Cessny o tym, że piloci Boeinga ją widzą i zachowują ostrożność. Właśnie w tej chwili nastąpiło zderzenie. A jak kończą się zderzenia w powietrzu, łatwo sobie wyobrazić (podobnie jak w przypadku kolizji nad Niemcami, o której też pisałem).


Jako puenta niech posłużą słowa brytyjskiego psychologa, Philipa Verona:
Ogólnie rzecz biorąc, całkowita ilość uwagi, jaką można czemuś poświęcić w danym momencie, jest stała. Jeśli uwaga jest skoncentrowana na małej części danego obszaru, to nie dostrzegamy wielu rzeczy znajdujących się w innych częściach obszaru; jeśli zaś uwaga jest rozproszona na większym
obszarze, żadna część tego obszaru nie będzie postrzegana jasno i dokładnie.
Pamiętajcie o tym, chociażby prowadząc samochód.


Już wkrótce opowieść o mrocznej katastrofie z wątkiem kryminalnym w tle, której przyczyn do dzisiaj jednoznacznie nie wyjaśniono. A wszystko to działo się w Polsce.
W międzyczasie standardowo zapraszam na stronę na Facebooku, gdzie ostatnio oglądaliśmy, jak pewien saudyjski książę kupił bilety lotnicze swoim... 80 jastrzębiom.

Pamiętajcie też, że mimo wszystko samoloty to cały czas najbezpieczniejszy środek transportu. Katastrofy i tego typu groźne incydenty zdarzają się na tyle rzadko, że mamy możliwość je dokładnie przeanalizować, aby zapobiec podobnym zdarzeniom w przyszłości.

Tutaj znajdziesz poprzedni artykuł z serii
7

Oglądany: 69589x | Komentarzy: 31 | Okejek: 282 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało