Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

5 (z pozoru zwykłych) literówek o fatalnych konsekwencjach

69 558  
149   40  
Bądźmy szczerzy – literówka to wirtualny odpowiednik drzazgi, która okazjonalnie zmienia spokojnego internautę w Mr. Hyde’a, ale w gruncie rzeczy nie stanowi wielkiego problemu. Tak nam się przynajmniej wydaje do czasu, gdy przez jakąś literówkę nie zetną nas z rozkazu papieża.

#1. Brak partykuły „nie” pozbawia szans na prezydenturę


Minęło już trochę czasu, odkąd Cthulhu rozsiadł się wygodnie na swoim tronie. Piekielna lawa wydobywa się z wnętrza ziemi, a pomioty piekieł zaczynają panoszyć się wokoło. Siły dobra przegrały, choć sprawiały wrażenie dużo silniejszych. Donośny głos, kiedyś mocny i pewny, zmienił się w lament i szloch, i będzie go słychać przez kolejne 1000 lat.

Od niedawna Donald Trump jest także nowym prezydentem USA. Choć przegrał trzema milionami głosów obywateli, to on piastuje teraz najwyższy urząd w Ameryce. A skoro Trump może być prezydentem USA, to nie będziemy wytykać Amerykanom ich zdolności matematycznych. W każdym razie po ciężkiej kampanii prezydenckiej rudemu miłośnikowi burrito udało się zostać 45. prezydentem jednego z najważniejszych krajów w dotychczasowej historii wszechświata. Nie była to droga ani łatwa, ani krótka, ale z bożą pomocą się udało.

Поздравляю.

Jeśli wcześniej sądziliście, że jakieś „dziadki z Wehrmachtu” to szczyt wyciągania brudów na światło dzienne, to ostatnia kampania prezydencka w USA pokazała, ile jeszcze brakuje Polsce w tym kontekście oraz jak wiele znaczy Polska na scenie międzynarodowej.

Nie jest tak, że któraś ze stron szczególnie zasługiwała na zwycięstwo, ale liczy się efekt końcowy. Pomyśleć by też można, że na takim poziomie działalności człowiekowi nie przytrafiają się dziecinne błędy – przecież z jakiegoś powodu takiemu człowiekowi udało się zajść tak wysoko. Tymczasem Clinton przegrała między innymi przez aferę z mejlami, które dostały się ręce hakerów dzięki uprzejmości nieuwadze jednego z najbliższych współpracowników pani kandydat na prezydenta.

John Podesta, szef sztabu wyborczego Hillary Clinton, otrzymywał wiele maili phishingowych i dlatego, jak później twierdził, tak dobrze mu szło ich rozpoznawanie. Jednak w życiu każdego, nawet największego eksperta przychodzi dzień, w którym powinie mu się noga, a konsekwencje jego błędu ciągną się później za nim i często za wieloma ludźmi, z którymi był związany, przez długi, długi czas.

Rok 2138, Ryszard Petru na konferencji prasowej zapewnia, że wartość franka szwajcarskiego nie wzrośnie.

Feralnego dnia, w którym Podesta niechcący uruchomił całą serię zdarzeń, które w konsekwencji mogły przyczynić się do porażki Clinton w wyborach, doradca pani kandydat zrobił, tak mu się przynajmniej wydawało, wszystko jak należy. Wychwycił bowiem podejrzany e-mail i przekazał go dalej, tak jak miał to w zwyczaju wcześniej robić. Tyle że tym razem zapomniał dodać przyrostek „il-” w angielskim wyrazie „illegitimate”, czyli zamiast napisać „nieautentyczny”, napisał „autentyczny”, przez co przekazany mail został otwarty, a podstawiony tam link – kliknięty.

Pamiętajcie, dzieci: gdy dostajecie mail, w którym Google prosi was o zmianę hasła i podaje skrócony link konkurencyjnej firmy, to na pewno nie ma się czego bać. PS TO PRAWDA.

I wtedy się zaczęło. W ręce hakerów trafiło kilkadziesiąt tysięcy maili, między innymi z korespondencją Clinton i jej sztabu wyborczego. Czego to się wówczas nie dowiedzieliśmy. Z maili wynikało, że w sztabie panuje duże napięcie, a atmosfera nie jest zbyt dobra. Były jakieś pieniądze szemranego pochodzenia, które przechodziły przez fundację Clintonów, półnagie zdjęcia wysyłane nieletnim, handel dziećmi i… satanistyczne rytuały.

To ostatnie jest w sumie całkiem logiczne, bo skoro Trump korzystał z bożej pomocy…

FBI zarzucało Clinton korzystanie z prywatnego serwera do celów służbowych, przechowywanie ściśle tajnych informacji na słabo zabezpieczonym serwerze i inne takie. WikiLeaks regularnie publikowała kolejne maile w przededniu głosowania, a media miały taką pożywkę, że nie nadążały trawić i rzygać. Koniec końców kolejne rewelacje na temat Clinton i jej powiązań przykrywały sensacje i kolejne złote myśli Trumpa, ostatecznie przypieczętowując być może wynik wyborów.

#2. Zero obarcza winą za HIV jednego człowieka


Z wyborem ksywki jest trochę jak z grą w ruletkę – możemy jedynie obserwować i czekać z nadzieją na dobry rzut. Różnica polega na tym, że po którejś przegranej w kasynie żona od nas odejdzie, ale będziemy mogli znaleźć sobie nową, natomiast związek z ksywką to często związek na całe życie.

O tobie mowa, Gejhitler.

Z drugiej strony najgorsze konsekwencje, jakie mogą nas spotkać w związku z żenującą ksywką, to zdziwienie, zduszony śmiech lub niewygodne pytania o jej pochodzenie. Czasem jednak zdarzają się takie ksywki, przy których człowiek byłby wdzięczny za śmiech czy zdziwienie, szczególnie gdy zupełnie sobie na nią nie zasłużył, a czyni ona z niego symbol zła wcielonego.

Taki krzywdzący przydomek otrzymał widoczny na zdjęciu powyżej Gejhitlera Kanadyjczyk Gaëtan Dugas. Gdyby Dugas był dobrym raperem, to prawdopodobnie co drugi dzieciak w Stanach chciałby nosić jego ksywkę. Tymczasem Dugas nie był raperem, nie był nawet czarny, a jego ksywka „Pacjent Zero” nie kojarzy się na pewno z twardym życiem w getcie, a z zabójczą chorobą dziesiątkującą gejów w latach 80., czyli AIDS. Z powodu literówki Dugasa uznano za człowieka, który sprowadził wywołującego AIDS wirusa HIV do Stanów.

Najnowszy mikstejp Pacjenta Zero „To nie ja” już niedługo w najlepszych salonach muzycznych i na iTunes.

Epidemia AIDS wybuchła w USA na początku lat 80. zeszłego wieku, w szczególności dotykając środowiska gejowskie. Początkowo naukowcy upatrywali jej przyczyn w związkach chemicznych stosowanych przy produkcji tzw. „poppersów”, czyli używek ułatwiających realizację różnych gejowskich fantazji.

— Nałóż apaszkę na ślub, będzie fajnie.
Okej.

Inni twierdzili, że to przez przyjmowanie dużych ilości nasienia z różnych źródeł. Dopiero młody naukowiec William Darrow zauważył, że wielu chorych z Los Angeles w początkowym okresie epidemii było kochankami. Darrow zaczął przepytywać pacjentów pod tym kątem i któregoś razu odkrył, że trzech z nich – a ostatecznie ośmiu – miało powiązania ze wspomnianym już Gaëtanem Dugasem. „Trafionych-zatopionych” Darrow oznaczał symbolami LA1, LA2 itd., co miało sugerować ich pochodzenie, natomiast domniemanego „Pacjenta Zero” oznaczył jako „Patient O”, co może z tej odległości, z jakiej czytacie teraz nie wygląda jak litera O, ale zaufajcie, że to jest właśnie O.

Dla porównania: tak wygląda zero.

Wtedy któryś z pracowników Centrów Kontroli i Prewencji Chorób (CDC) lub jednostki współpracującej z CDC odniósł się do Dugasa nazywając go „Pacjentem Zero”. Jak efektownie brzmi ta nazwa, nie trzeba chyba tłumaczyć żadnemu fanowi filmów o zombie. „Pacjent Zero” przyjął się w powszechnej świadomości.

Fabuła drugiej części „World War Z” będzie polegać na tym, że Brad Pitt będzie przez cały film walczyć o oczyszczenie dobrego imienia „Pacjenta Zero”. Na koniec razem nagrają album.

Nazwa „Pacjent Zero” utrwaliła się jeszcze bardziej dzięki bestsellerowej książce Randy’ego Shiltsa „And the Band Played On” z 1987 roku, opisującej historię epidemii. Największe amerykańskie media, jak „The New York Post” czy magazyn „TIME”, od razu podchwyciły temat, a kropkę nad i postawił film z 1993 roku zatytułowany „A orkiestra grała dalej”, który nakręcono na podstawie książki Shiltsa.

Tymczasem oczywista literówka to nie jedyny dowód na niewinność Dugasa. W październiku 2016 roku w piśmie „Nature” ukazały się wyniki badań mówiące, że HIV dotarł do USA już dekadę wcześniej, około roku 1970 z Karaibów do Nowego Jorku i stamtąd dopiero do położonego niedaleko Los Angeles San Francisco. Badacze twierdzą, że trudno jest nawet powiedzieć, czy stało się to za sprawą człowieka, czy transportowanej z Karaibów próbki krwi.

Niestety Dugas nie będzie mógł cieszyć się oczyszczeniem swojego dobrego imienia, ponieważ zmarł w 1984 roku na niewydolność nerek spowodowaną AIDS w tym samym miesiącu, w którym ukazały się wyniki badań Darrowa mówiące, że AIDS to nowa choroba przenoszona drogą płciową. Darrow uważa, że Dugas stał się swoistym epicentrum epidemii, ponieważ jego nazwisko dało się powiązać z dużą liczbą zarażonych. Poza tym prowadził bardzo bujne życie seksualne – był stewardem i chwalił się nawiązaniem kontaktów seksualnych z ponad siedmioma setkami mężczyzn – i chętnie wskazywał swoich partnerów. Jak na ironię Dugas chętnie pomagał w badaniach nad chorobą.

Sorry, stary, masz tu medal pośmiertny. God bless.

#3. Brak litery U pozbawia złodziei tytułu rekordzistów świata


Pamiętacie, jak pisałem kiedyś o straconej szansie austriackiego cesarza Józefa II Habsburskiego na zapisanie się historii jako ten, który zatrzymał islamski potop? Nie? To do dzieła, bo nie mam zamiaru pisać o tym drugi raz.

Tym razem mam historyjkę o wielkiej szansie zaprzepaszczonej z powodu literówki. Jest tu olbrzymia kasa, misternie tkany plan, międzynarodowe koneksje i historyczna okazja. Brakuje tylko korektora, dzięki któremu plan powiódłby się całkowicie.

Zabrakło też project managera, który porządnie dobrałby zespół do pracy.

Na początku lutego 2016 roku przedstawiciele banku Deutsche Bank zostali zaalarmowani z powodu podejrzanej transakcji na kwotę 20 milionów dolarów. Zleceniodawcą miał być centralny bank Bangladeszu, a odbiorcą – fundacja Shalika na Sri Lance. Podejrzenia Deutsche Banku wzbudziła nazwa fundacji, którą w zleceniu przelewu nazwano „fondacją”. W oryginale wpisano „fondation” zamiast „foundation”. To wystarczyło, by zaalarmować odpowiedzialny za przekazanie środków bank i jego pracowników, którzy skontaktowali się z centralnym bankiem Bangladeszu w celu potwierdzenia transakcji. Podejrzenia okazały się słuszne, ponieważ bank w Bangladeszu nie zlecił przekazania takiej kwoty, a już tym bardziej nie na konto żadnej fondacji. Co więcej, okazało się, że pieniądze miały zostać przelane ze środków nowojorskiego Banku Rezerw Federalnych, który trzyma w centralnym banku Bangladeszu miliardy dolarów przeznaczonych na zawieranie międzynarodowych transakcji.

Nic nie sugerujemy, ale…

W trakcie śledztwa okazało się, że hakerzy wykradli dane z banku Bangladeszu i złożyli dyspozycję wypłat w kilkudziesięciu przelewach na kwotę prawie 900 milionów dolarów. Zanim ich wysiłki zostały zniweczone przez Deutsche Bank, udało im się przelać 81 milionów dolarów na konta na Filipinach, gdzie zostały wypłacone w kasynach, po czym się rozpłynęły. Gdyby ich plan się powiódł, to zostaliby rekordzistami świata pod względem skradzionej jednorazowo sumy. Nie trzeba było żałować paru groszy na korektora.

#4. Szóstka pozbawia 12 milionów ludzi możliwości wykonywania połączeń telefonicznych


No dobra, pomyłkę zero i O da się jakoś uzasadnić, ale pomylić szóstkę z literą D to już wyższa szkoła jazdy. Rozumiemy pomylić szóstkę na przykład z dziewiątką, ale D z szóstką? No chyba że mowa o jakimś podwójnym 3D.

Takie 6D rozumiemy.

Do rzeczonej pomyłki doszło w 1991 roku, a w jej wyniku 12 milionów Amerykanów po obu stronach kontynentu w okresie od 26 czerwca do 2 lipca miało problemy z wykonywaniem i odbieraniem połączeń telefonicznych. Wszystko z powodu błędu w jednej z linii kodu w oprogramowaniu, gdzie jeden z programistów firmy DSC Communications umieścił szóstkę zamiast litery D. Niewielka z pozoru pomyłka okazała się brzemienna w skutkach – ludzie nie mogli dzwonić i odbierać połączeń, a wiarygodność firmy została podważona. DSC powinna się cieszyć, że wtedy nie istniały media społecznościowe, w których ludzie mogliby uprzejmie informować o tym, że coś nie działa.

Albo że działa jeszcze lepiej niż kiedykolwiek.

Do naprawienia skutków błędu wysyłano każdorazowo kilku pracowników firmy DSC, natomiast w samej centrali firmy w Teksasie oddelegowano ich w liczbie dwustu, by znaleźć przyczynę problemu. Ostatecznie się udało, a co ciekawe błąd znalazł się w patchu, który miał naprawić poprzedni błąd w oprogramowaniu. Programista odpowiedzialny za nowy błąd nie poniósł większych konsekwencji, ponieważ był jednym z najlepszych w firmie. My obstawiamy, że programista uniknął odpowiedzialności, bo pochodził z nieślubnego łoża prezesa i zagroził, że wszystkim rozgada, jeśli zostanie zwolniony.

#5. Litera I pozwala dalej podważać jestestwo Jezusa


Kościół skończył się na „Kill’em All”. To znaczy jedni powiedzą, że się skończył, a inni, że nie. W każdym razie to już nie ten sam Kościół, który nie pozwalał byle komu pluć na siebie. Nie podoba się? Chodź zobaczyć ile drewna udało nam się nazbierać.

„Człowieku, w życiu nie widziałem tak symetrycznych polan!”

Czasy się jednak zmieniły i dzisiaj każdy może sobie mówić dowolne rzeczy na temat Kościoła, a najgorsze, co może go spotkać, to ciche wyzwiska ze strony sąsiadów. Nie zawsze tak jednak było – kiedyś Kościół był inaczej zorganizowany, a jego podejście do wiernych (i niewiernych) było zgoła odmienne. Niezmienne w Kościele pozostały podziały, które istnieją odkąd tylko Kościół powstał i na gruncie których od samego początku rodziły się konflikty, bo jedni zawsze wiedzieli lepiej od drugich.

„Mówiłem, że mój bóg ma większego penisa”.

Tak narodził się na przykład arianizm, czyli pogląd, że Jezus nie jest równy Bogu, a od Boga jedynie pochodzi (Bóg go stworzył). Arianizm zrodził się na przełomie trzeciego i czwartego wieku i wyznawanie go w tamtych czasach było równoznaczne z pójściem dzisiaj na protest feministek i wykrzyczeniem, że mężczyźni są równi kobietom. Niemniej jednak arianizm – słowo utworzone od imienia swojego najbardziej znanego wyznawcy, Ariusza – zaczął przyciągać coraz więcej ludzi, co z kolei stawało się coraz mniej wygodne dla Kościoła, który i tak miał wówczas masę roboty z doprowadzeniem się do porządku, a od ukrzyżowania Jezusa minęło już 300 lat. W każdym razie rozdzielenie Jezusa i Boga było bardzo nie na rękę Kościołowi, ponieważ prowadziłoby do kolejnych podziałów oraz, jak argumentują historycy, z biegiem czasu uczyniłoby z Jezusa zaledwie proroka, odbierając mu jego boskość, a że Jezus miał być Bogiem, który stał się człowiekiem – zaczęto by podważać boski pierwiastek, którym zostali obdarzeni ludzie.

„Zaprawdę, powiadam, będziesz znajdować zgubione łyżki”.

No więc arianizmem należało się zająć. Tradycyjne „niech to będzie wyglądało na wypadek” byłoby niewystarczające, ponieważ arianizm zyskał już pokaźne grono wyznawców, w tym również hierarchów kościelnych, więc potrzebne było bardziej strategiczne rozwiązanie. W 325 roku zwołano więc sobór w Nicei (dzisiejsza Turcja) i do „regulaminu” Kościoła dodano zapis, że Jezus jest współistotny Bogu. Zapis nazwano wyznaniem wiary i gdy myślano, że teraz można zająć się prawosławnymi, okazało się, że nowy zapis stał się wodą na młyn zwolenników arianizmu.

Sęk w tym, że w nowym symbolu (takim jakby dokumencie) znalazło się greckie słowo homoiousious oznaczające „podobny”, które do złudzenia przypomina słowo homoousious, które tłumaczy się jako „współistotny”. Różnica w pisowni jest niewielka, ale znaczenie – kolosalne, ponieważ o tę drobną różnicę jakby cały czas się właśnie rozchodziło. Podczas głosowania nad nowym symbolem zaledwie dwóch biskupów zagłosowało przeciw nowym zapisom, niemniej jednak to wystarczyło, by powstała teoria spiskowa. Niefortunny zapis powodował chaos przez kolejne kilkadziesiąt lat i dawał pożywkę heretykom.

„Człowieku, nakładaliśmy wtedy tyle ekskomunik, że dział ds. herezji musiał zatrudniać studentów na wakacje”.

Dopiero podczas soboru konstantynopolitańskiego I w 381 roku symbol poprawiono stwierdzając, że Bóg, Syn Boży i Duch Święty to jedna osoba, zaś wyznanie wiary nakazano uwzględniać podczas każdej mszy 2 wieki później i do dziś można usłyszeć je podczas niedzielnego nabożeństwa.

UBW także popełnia czasem literówki, o których historycy będą rozmawiać za kilka wieków. Polub jego fanpejdż na Facebooku, by na własne oczy zobaczyć, jak tworzy się historia.

Źródła: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10
29

Oglądany: 69558x | Komentarzy: 40 | Okejek: 149 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało